Na wstępie – jeśli jeszcze ktoś nie czytał – zapraszam Was na mój gościnny wpis u Ani – on już wiele Wam powie na temat moich trudnych początków ;). Tutaj poruszę ten temat od bardziej praktycznej strony.
Zacznijmy od najważniejszego:
Nie każdy może być freelancerem
I wcale nie chodzi mi teraz o kwestie osobowościowe, tylko o to, że nie każdy zawód da się wykonywać jako wolny strzelec. Trzeba mieć w ręku konkretnych fach. To trzeba sobie dokładnie przemyśleć, a ja szczerze mówiąc tego nie zrobiłam. Zakończyłam swoją karierę na etacie jako Senior Project Manager. Moją specjalizacją było i jest zarządzanie projektami – dopnę wszystko tak, aby zmieściło się w budżecie, dopilnuję aby odbyło się w odpowiednim czasie, pokieruję pracami innych ludzi, aby w efekcie klient otrzymał to, czego oczekuje. ALE… nie są to kwalifikacje, których firmy poszukują “na zewnątrz”. Dla mojego potencjalnego klienta cenniejsze są umiejętności, które posiadali moi podwykonawcy (graficy, programiści, copywriterzy itp.). To było moje bolesne zderzenie z rzeczywistością i powód, dla którego w pewnym momencie po otrzymaniu dobrej oferty pracy, rozważałam powrót na etat.
Podsumowując – to naprawdę ważne, aby dobrze przeanalizować sytuację i zastanowić się czy jest zapotrzebowanie na usługi jakie możemy świadczyć potencjalnym klientom.
Jak zacząć?
Decyzja o przejściu na freelance musi być dobrze przemyślana i trzeba się do niej odpowiednio przygotować. Nie można podjąć jej pod wpływem chwili, emocji… Ja nosiłam się z nią przez około pół roku. Idealnie byłoby, gdybym już w tym czasie szukała klientów na swoje usługi, ale ja nie miałam na to ani czasu ani ochoty. Musiałabym wówczas pracować po kilkanaście godzin dziennie, a nie jestem człowiekiem, który dla pieniędzy rezygnuje z innych przyjemności życiowych. Pracuję by żyć, a nie żyję aby pracować, dlatego wybrałam drugą opcję – moją “poduszką bezpieczeństwa” były oszczędności. Nie facet, nie rodzice, a wyłącznie coś, na co sama wcześniej zapracowałam. Podkreślam to, bo wiem że taka sytuacja jak moja często wywołuje skojarzenia “pewnie facet ją utrzymuje, skoro może sobie pozwolić na brak stałego dochodu”. Ja nie wyobrażam sobie sytuacji, że mnie teraz w dorosłym życiu ktoś utrzymuje, dlatego dementuję jakobym korzystała z takiej opcji ;).
Druga sprawa – w moim przypadku istotne okazało się także rozstanie w pozytywnej atmosferze z byłym pracodawcą. To od niego dostawałam pierwsze zlecenia i współpracuję z nim do tej pory. Już bardziej na moich zasadach – mam swoją specjalizację o której mój ex pracodawca wie i innych zleceń już nawet mi nie proponuje, bo wie, że nie podejmę się czegoś, z powodu czego odeszłam z pracy na etacie.
Podsumowując:
- planując przejście na freelance dobrze jest zacząć poszukiwanie zleceń jeszcze podczas pracy na etacie. To jednak wiąże się z bardzo dużą ilością pracy, więc jeśli ktoś nie ma na to czasu lub siły to…
- rezygnując z etatu trzeba mieć przygotowane jakieś zaplecze finansowe, z którego możemy skorzystać w trudniejszej sytuacji. Dla niektórych mogą nim być bliscy (rodzina, partner), ale jeśli ktoś nie może lub nie chce skorzystać z takiej możliwości – ważne jest posiadanie oszczędności
- warto wybadać, czy odchodząc z pracy można liczyć na dalszą współpracę z byłym pracodawcą. To świetna opcja na początek i jestem przekonana, że wielu freelancerów z niej korzystało
Pozyskiwanie klientów
I teraz przechodzimy do najtrudniejszego… Poszukiwanie klientów to moja zmora… To jest w tym wszystkim nie tylko najtrudniejsze, ale i najbardziej demotywujące. Żeby otrzymać kilka odpowiedzi pozytywnych trzeba wysłać dosłownie setki maili (zakładając, że piszemy do obcych firm)… Trzeba też liczyć się z tym, że co najmniej 90% z nich nawet nie dotrze do osób, które byłyby zainteresowane Waszą ofertą – utkną w sekretariacie. Jak sobie z tym radzić? Nie zrażać się i wysyłać te setki maili ;). Wyślesz 100, powiedzmy, że 10 dotrze do osób zainteresowanych, 4 odpiszą, że chętnie skorzystają z Twoich usług przy najbliższej okazji, a w efekcie i tak będziesz współpracować pewnie z jedną z nich… To żmudna robota, która nie sprzyja motywacji, dlatego ja w ciągu tego prawie roku miałam tylko kilka “zrywów” wysyłania maili.
Kluczowy jest też networking, czyli tworzenie sieci kontaktów, nawiązywanie znajomości… Ja nie jestem zbyt otwartą osobą, więc dla mnie to też nie jest proste. Ale nie da się ukryć, że znajomości w wielu branżach mają niemałe znaczenie. Jeśli więc macie odwagę – śmiało pytajcie znajomych o możliwości współpracy np. z ich firmami. Wydaje mi się, że to skuteczniejszy sposób pozyskiwania zleceń niż wysyłanie setek maili do znalezionych w internecie firm.
Podsumowując:
- trzeba mieć dużo determinacji aby nie zrażać się brakiem odzewu i rozsyłać swoją ofertę do wielu firm
- warto otworzyć się na ludzi, nawiązywać nowe znajomości (szczególnie w branży) i wspominać znajomym o swoich działaniach.
Na dziś to tyle, chętnie poczytam też o Waszych początkach – czy poszło gładko czy raczej wręcz przeciwnie… Podzielcie się swoimi doświadczeniami 🙂