Co daje psychoterapia? Czy warto iść na terapię? Jak wygląda psychoterapia? Jak wybrać odpowiedniego psychoterapeutę? W dzisiejszym wpisie uporządkuję swoje doświadczenia związane z psychoterapią – nie tylko opowiem o efektach mojej, ale odpowiem też na Wasze liczne pytania dotyczące tego zagadnienia. Na wstępie jednak muszę zaznaczyć, że piszę to wszystko z perspektywy PACJENTA, a nie psychologa czy psychoterapeuty. Post ten jest jedynie zbiorem moich prywatnych doświadczeń, a nie poradnikiem napisanym przez specjalistę. Temat psychoterapii na szczęście zaczyna wychodzić “z ciemności” i coraz więcej osób (w tym twórców internetowych) dzieli się swoimi historiami. Chcę dołożyć do tego swoją cegiełkę.
Wpis ma na celu pokazanie procesu psychoterapii trochę od kuchni, ale w zgodzie z moimi granicami prywatności. Dbanie o zdrowie psychiczne uważam za bardzo ważny element holistycznej troski o siebie, dlatego tym wpisem chcę zachęcić do otwarcia się na ten rodzaj pomocy.
Najpierw napiszę kilka słów od siebie, a później odpowiem na Wasze pytania (było ich bardzo dużo, za wszystkie bardzo dziękuję).
Dlaczego warto iść na terapię?
Na pytanie “po co terapia” mogę odpowiedzieć – zgodnie z prawdą – że to wspaniałe narzędzie do lepszego poznania siebie i ludzi wokół nas. Mało kto może się pochwalić stuprocentowym zdrowiem i dobrym samopoczuciem psychicznym – bez lęków, traum, problemów z emocjami, powielania szkodliwych schematów itp. Moim zdaniem chociaż raz w życiu warto udać się na konsultację psychologiczną i sprawdzić, czy nie ma się jakiegoś tematu do przepracowania.
Co daje psychoterapia? Zmiany w związku i innych relacjach
Chociaż moja psychoterapia nie jest terapią dla par, ma ona pozytywny wpływ również na mój związek. Dzięki niej lepiej poznaję mojego partnera i jego do tej pory niezrozumiałe dla mnie zachowania. Dostrzegłam też, jak olbrzymią rolę w moim życiu odegrał. Jak dodał mi pewności siebie, jakim był dla mnie wsparciem, jak mnie ukształtował. Jesteśmy razem przez całe nasze dorosłe życie, to wszystko ma olbrzymi wpływ na to, kim teraz jestem. Zrozumiałam też, że przez te kilkanaście lat oboje bardzo się zmieniliśmy i że proces poznawania siebie trwa cały czas. Trzeba dużo rozmawiać, pytać siebie nawzajem o emocje i uczucia w różnych momentach. Do tej pory o tym zapominałam i choć ogólnie uważam się za człowieka empatycznego, często brakowało mi tej empatii w stosunku do najbliższej dla mnie osoby.
To samo dotyczy innych ważnych dla nas ludzi.
Jak psychoterapia pomaga mi w pracy
Każdy w swojej pracy jest w jakiś sposób oceniany. Zazwyczaj ta ocena pojawia się ze strony przełożonych, czasami też współpracowników. W przypadku różnego rodzaju twórców, których praca wychodzi do większej publiczności, trzeba liczyć się też z krytyką ze strony odbiorców. I o ile w przypadku reżysera czy autora książki ocena ta dotyczy zazwyczaj jego dzieła, o tyle u blogera czy youtubera, odsłaniającego kawałek siebie i swojej prywatności, ocenie podlega często cała jego osoba.
Ja wypowiadam się właśnie z perspektywy twórcy internetowego i tu muszę zaznaczyć, że czasami faktycznie spotykamy się z krytyką dotyczącą tylko naszej pracy i jeśli jest ona uzasadniona i konstruktywna, to warto się nad nią pochylić i wyciągnąć z niej wnioski. Ja nawet chętnie się do takiej krytyki odnoszę, przedstawiając swój punkt widzenia (co bywa odbierane jako tłumaczenie się, a to nie fair – każdy twórca ma prawo odnieść się do konstruktywnej krytyki i nie powinno to być traktowane jako tłumaczenie się).
Czasami jednak spotykamy się z oceną nas jako ludzi… Wydaną na podstawie tego, co ktoś wyobraża sobie na nasz temat w oparciu o to, co tworzymy w internecie. Nie raz czytając opinie o sobie myślałam, jak bardzo ktoś mija się z prawdą. Nie dotyczy to tylko rzeczy negatywnych, czasami przypisujecie mi pozytywne cechy (np. dobre zorganizowanie), których ja u siebie nie dostrzegam. Terapia pomogła mi spojrzeć na to z jeszcze większego dystansu. Mam go zarówno do krytyki, jak i komplementów. Prawda jest taka, że wszystkie oceny mojej osoby nie dotyczą mnie (bo powiedzmy sobie szczerze – nie znacie mnie jako człowieka nawet w 50%), tylko wizerunku, który stworzyłam w internecie. A ten, zważywszy na to, jakie ludzie mają skłonności do nadinterpretacji, może być bardzo odległy od rzeczywistości. Prawda jest taka, że niektóre osoby, które polubiły ten mój wizerunek, być może nie polubiłyby mnie w życiu realnym. I na odwrót – ktoś, kto teraz mnie hejtuje, gdyby poznał mnie osobiście, mógłby mieć o mnie całkowicie inne zdanie. Świetnym przykładem jest dla mnie jedna znana blogerka modowa, na którą kiedyś wylewał się straszny hejt, który mnie jako odbiorcę podświadomie nastawiał do niej negatywnie. A kiedy poznałam ją osobiście, okazało się, że to przesympatyczna “dziewczyna z sąsiedztwa” i nie ma nic wspólnego z tym, jaki wizerunek wykreowali jej przeciwnicy.
Podsumowując ten wątek – terapia bardzo pomaga mi w pracy, bo teraz z jeszcze większym dystansem podchodzę do oceniania mnie. Poza tym, od kiedy dowiedziałam się, jakie mechanizmy mogą popychać ludzi do napisania komuś czegoś złośliwego, łatwiej mi zrozumieć, że to nie we mnie tkwi problem. Najczęściej tylko niechcący poruszam u kogoś wrażliwe (lub raczej drażliwe) struny. Byłam hejtowana np. za to, że “za bardzo dbam o zdrowie”, czy że “przesadzam z ekologią”. Czy to rzeczywiście ja robię coś “za bardzo”? Czy raczej chodzi o to, że kogoś uwiera to, że ja robię więcej od niego? I dlaczego go to tak irytuje? Może takie osoby same do siebie gdzieś w podświadomości mają pretensje o to, że robią na tych płaszczyznach za mało? To tylko przykład.
Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko promować terapię, bo im więcej ludzi ją przejdzie, tym mniej będzie złych emocji w internecie… I więcej osób będzie sobie z nimi dobrze radzić. Ja na przykład obserwuję, że spośród śledzonych przeze mnie twórców internetowych, najlepiej z hejtem i krytyką radzą sobie ci, którzy są w trakcie lub po terapii.
Co daje terapia – samoakceptacja
Ten temat wstępnie przerobiłam na mojej poprzedniej terapii, ale nie mogę go tutaj pominąć. I mówiąc o samoakceptacji nie mam na myśli walki ze swoimi kompleksami dotyczącymi wyglądu zewnętrznego. Chodzi mi bardziej o zaakceptowanie, a nawet polubienie siebie jako człowieka. Zrozumienie, że mam prawo do różnych swoich zachowań i emocji, również tych, do których prawo odbierano mi w dzieciństwie (bo przecież trzeba być grzecznym, a poza tym “złość piękności szkodzi”). Podczas tamtej terapii rozpoczęłam proces nauki stawiania granic – różnym ludziom, na różnych płaszczyznach. Pracuję nad tym do dziś.
Co daje psychoterapia tak ogólnie?
A teraz ogólnie – terapia ma duży wpływ na całe nasze życie. Ja podczas któregoś spotkania przyznałam się, że mam kryzys wynikający z wrażenia, że nic się nie zmienia. Powiedziałam wtedy szczerze, że przychodzę co tydzień, wydaję na to w skali miesiąca spore pieniądze… I niby fajnie, pogadamy sobie, coś nawet skłoni mnie do myślenia, ale potem pochłania mnie życie i ja poza tymi wizytami w gabinecie już nie pracuję.
Teraz z perspektywy czasu widzę, że to nie była prawda. W rzeczywistości pracowałam całkiem sporo, ale to były takie nieoczywiste rzeczy, jak np. walka ze swoim wygodnictwem, którą podjęłam pod wpływem terapii. Najbardziej przełomowa była dla mnie rozmowa, podczas której na jaw wyszedł mój totalny brak systematyczności. Ciągle ubolewałam nad brakiem postępów… W jodze, w tańcu, w angielskim, w biznesie… Ta jedna rozmowa była dla mnie takim kopniakiem w tyłek, że lecę na nim aż do dzisiaj. Wzbijam się na wyżyny swojej systematyczności i nagle zaczęłam dotykać głową do kolan w skłonie z wyprostowanymi nogami albo przestałam czuć się na tańcu jak totalna łamaga, bo zaczęłam ogarniać więcej kroków… Systematyczność czyni cuda.
Mam jeszcze kilka innych rzeczy do przepracowania, m.in. wrażliwość na punkcie zwierząt. Nie sądziłam, że może to mieć związek z innymi problemami. I choć ta świadomość nie zadziała, jak magiczny przycisk, który wyłączy mi tę nadmierną empatię, to podczas rozmowy na ten temat udało się znaleźć kilka rozwiązań, które mogą mi pomóc w radzeniu sobie z tymi emocjami.
Ostatnia kwestia dotycząca mojej psychoterapii, o której chciałam wspomnieć, to mój poważny błąd, który postanowiłam zacząć naprawiać. Notatki. Do tej pory ich nie robiłam i teraz mam wrażenie, że przez to umknęło mi wiele ważnych rzeczy, do których jeszcze powinnam wrócić. Bardzo polecam, aby już na początku psychoterapii zacząć zapisywać sobie najważniejsze wnioski i spostrzeżenia.
Psychoterapia w pytaniach i odpowiedziach
Nie przesadzę twierdząc, że połowa pytań brzmiała mniej więcej tak “jak wybrać dobrego psychoterapeutę”. Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka łatwa. Po pierwsze – oczywiście najlepiej trafić do kogoś z polecenia. Ale to też nie jest takie proste, bo psychoterapeuta, który bardzo pomaga Waszej koleżance z problemem DDA, niekoniecznie musi sprawdzić się też przy Waszym problemie np. z toksyczną matką. Tak, jak nie ma lekarza, który rozwiąże każdy Wasz problem zdrowotny, tak samo trudno o psychologa/psychoterapeutę, który będzie w stanie pomóc każdemu. Każdy ma swoje specjalizacje i to na nie powinno się patrzeć wybierając osobę, do której będziecie chodzić.
Kolejnym krokiem jest ocena, czy ten wybór jest właściwy. Warto dać sobie na to 3 spotkania, które pozwolą ocenić, czy jest pomiędzy Wami chemia. Jeśli nie zaiskrzy i uznacie, że te wizyty nic nie wnoszą w Wasze życie, lepiej odpuścić i poszukać kogoś innego (to może działać w obie strony, terapeuta też może odmówić Wam dalszej współpracy).
A po czym poznać, że terapia daje efekty? Po tym, że coś zaczyna się zmieniać – czy to w Waszym sposobie myślenia, czy w zachowaniu. Na większe efekty będzie trzeba poczekać trochę dłużej, ale moim zdaniem już po pierwszych kilku sesjach trzeba czuć, że coś “drgnęło”.
Nie ma na to innej odpowiedzi, jak po prostu “szukać”. Pytać znajomych, szukać porad w jakichś grupach na FB… Pamiętając o tym, że każdy ma inne potrzeby i nie każdy psychoterapeuta sprawdzi się u każdego. Niestety to trochę jak z poszukiwaniem partnera życiowego albo lekarza z innej dziedziny – nie rezygnujemy z życia uczuciowego albo z leczenia jakiejś choroby, jeśli za pierwszym/kolejnym razem nie trafimy na właściwą osobę. Działa tutaj metoda prób i błędów.
Moja sytuacja jest specyficzna, przede wszystkim ja nie dokonywałam żadnego wyboru, a to gdzie trafiłam, było wynikiem przypadku. Od dawna wiem, że mam jakieś problemy do przepracowania, ale długo nie mogłam się zebrać do poszukiwania właściwego terapeuty. Ostatecznym bodźcem był mój pakiet zdrowotny PZU, w ramach którego miałam 4 wizyty u psychologa. Zapisałam się na pierwszą podając w formularzu tylko jeden warunek – aby wizyta była w jednej z wybranych przeze mnie dzielnic. Poszłam na pierwszą wizytę, potem na drugą, trzecią… I moim zdaniem zaiskrzyło. Z wyżej wymienionych powodów nie wybierałam sobie nurtu psychoterapii. Jeśli chodzi o wybór nurtu, to niewątpliwie warto się z nimi zapoznać i dobrać taki, który będzie odpowiedni dla Waszego problemu. Raczej nie ma tu rozwiązań uniwersalnych dla każdego, dlatego ja nie chcę nic polecać ani odradzać.
Moja poprzednia terapeutka miała jedną, ważną wadę – w ogóle nie była zaangażowana. Patrzyła na mnie tylko przez pryzmat jednego problemu (tego, w którym się specjalizowała) i brakowało mi w tym wszystkim szerszego spojrzenia na moją osobę. Niewiele mówiła, ciągle zadawała to samo pytanie (coś na kształt słynnego “jak się z tym czujesz”), czasami miałam wrażenie, że przysypia podczas naszych spotkań, co nie ułatwiało mi pracy nad moją samooceną i poczuciem własnej wartości. Z perspektywy czasu uważam, że udało mi się na tamtej terapii przepracować dwie rzeczy – jeden problem z dzieciństwa i kwestie związane z samoakceptacją. Ale to było dla mnie za mało.
Dlatego uważam, że dobry psychoterapeuta powinien być przede wszystkim zaangażowany. Ja oczekuję od niego, aby pamiętał, o czym rozmawialiśmy kiedyś, aby ze mną rozmawiał, sprawnie “łączył kropki” i pomagał spojrzeć na moje życie, problemy i poglądy z dystansu.
Oczywiście, że tak – to odpowiedź na oba te pytania. Zmiana myślenia i zachowania nie należy do najprostszych, często na terapii pracujemy nad czymś, co pielęgnowaliśmy w sobie przez długie lata… Tego nie da się naprawić w miesiąc czy nawet pół roku. Ale jak najbardziej można coś w swoim myśleniu i postępowaniu zmienić. A o zmianach, które widzę u siebie, napisałam w pierwszej części tego wpisu.
Z usług psychologa lub psychiatry można skorzystać w ramach NFZ. Do psychiatry nie jest potrzebne skierowanie, a do psychologa trzeba mieć skierowanie od psychiatry lub lekarza rodzinnego. Osobiście uważam, że lepiej od razu iść do psychiatry, szczególnie jeśli podejrzewacie u siebie depresję. Psychiatra będzie mógł od razu ocenić, czy potrzebne będzie leczenie farmakologiczne. Jeśli nie, pewnie skieruje Was tylko na terapię.
Ja za wizytę płacę 140 zł. Da się i taniej i drożej.
Odpowiadając na pytania, które pojawiły się przy okazji tych wspomnianych wyżej:
- Płeć terapeuty nie miała dla mnie znaczenia. Nigdzie nie stawiałam warunku, że musi to być kobieta.
- Temat zdrowia psychicznego jest bardzo szeroki, ciężko odpowiedzieć na to pytanie w tym i tak bardzo długim wpisie. Ja troskę o zdrowie psychiczne sprowadziłabym przede wszystkim do dbania o równowagę i relacje, ale temat ten też wymaga rozwinięcia. Chciałabym jednak podkreślić, że można spróbować skorzystać z pomocy psychologa w ramach NFZ.
Rozumiem, że w tych pytaniach chodzi o to, czy ogólnie na terapii dużo się płacze i czy człowiek czuje się przybity po takich spotkaniach. To bardzo indywidualna kwestia, każdy ma inne problemy do przepracowania i inaczej reaguje na rozmowy o tym. Ja na przykład częściej wychodzę z terapii zmotywowana, niż przytłoczona.
Najbardziej zaskoczyło mnie, jak wiele z pozoru niezwiązanych ze sobą spraw, ma jakiś wspólny mianownik. I to, że jednak nie mam przepracowanych niektórych problemów, które uważałam za rozwiązane (np. śmierć mojego przyjaciela).
Zapewne każdy partner i każda rodzina będzie się odnosić inaczej, ale to co jest najważniejsze, to że nie powinno nas to obchodzić. Ani nasz partner, ani rodzina nie przeżyją za nas naszego życia, więc nasza psychoterapia to nie ich sprawa. Ja na miejscu partnera albo rodziny bardzo bym się cieszyła, gdyby bliska mi osoba poszła na terapię.
To pytanie raczej do psychologa. Ja bym się dostosowała do tej bliskiej osoby – czy ona chce o tym rozmawiać? Jeśli tak, to pewnie sama to zainicjuje.
Znowu posłużę się tutaj porównaniem do innego lekarza. Nie wiem, jak Wy, ale ja na przykład nie czuję się komfortowo u ginekologa albo podczas USG piersi, które robi mi mężczyzna. Ale to lekarz i jego zadaniem jest skontrolować mój stan zdrowia i mi pomóc. Tak samo jest z wizytą u psychiatry/psychologa/psychoterapeuty. Opowiadanie obcej osobie o swoim życiu i problemach też może powodować dyskomfort, ale najważniejszy jest cel – to wszystko ma służyć poprawie naszego zdrowia psychicznego. I nawet jeśli wydaje Ci się, że jesteś silna, warto sprawdzić, czy faktycznie tak jest.
Zresztą jeśli mam być szczera – to naprawdę nic strasznego. Dokładnie wiem, po co jest ta osoba naprzeciwko mnie, cenię jej doświadczenie i zdystansowane spojrzenie na moje życie. Tutaj nie ma czego się bać.
Nie pamiętam ile trwała moja pierwsza terapia, ale ta trwa póki co od jesieni i szacujemy, że skończymy ją w okolicy wakacji. Ostatnio robiłyśmy małe podsumowanie i mam do przepracowania jeszcze kilka tematów.
Myślę, że na terapię trzeba być gotowym. Powinno się być zmotywowanym wewnętrznie, aby rzeczywiście czerpać z niej coś dobrego, a nie tylko ją “odbębniać”. Sama mam w swoim otoczeniu osoby, którym terapia mogłaby bardzo pomóc, ale poza delikatnym zasugerowaniem tego, nie mogę nic więcej zrobić.
Moje pierwsze wizyty wyglądały podobnie – poproszono mnie o opowiedzenie pokrótce o sobie i o problemach, które mnie do tej wizyty skłoniły. Warto tutaj opowiedzieć na przykład o swoich relacjach z ludźmi, lękach, obawach… Myślę, że psychoterapeuta ułatwi Wam to zadanie zadając pytania.
Na kolejnych spotkaniach wędruje się po meandrach własnej psychiki 😉 w zależności od nurtu, może wyglądać to trochę inaczej. U mnie jest tak, że podczas jednego spotkania koncentrujemy się na jednym temacie i zazwyczaj podczas każdego spotkania od razu rodzi nam się temat na kolejny tydzień. Bywa jednak, że przez ten tydzień wydarzy się coś, co zmieni nasze plany… Albo że na początku sesji niechcący wypływa inny problem i wtedy nie odkładamy go na później, tylko zajmujemy się nim “na gorąco”.
A jeśli chodzi o to, czy psychoterapia jest bardziej monologiem czy dialogiem – zapewne może być różnie, ale ja zdecydowanie oczekuję dialogu. Jednocześnie jednak liczę się z tym, że to ja będę osobą mówiącą więcej. Specjalista nie rozwiązuje naszych problemów, nie podpowiada nam co mamy robić. To my sami dochodzimy do tego z jego lekką pomocą. Ja akurat lubię dostawać “zadania domowe”, dzięki którym nawet pomiędzy spotkaniami nie zapominam o pracy, jaką mam do wykonania.
Nie chcę generalizować, ale w zdecydowanej większości przypadków wskazane są tak częste spotkania. Dłuższe przerwy wybijają z rytmu i spowalniają cały proces.
Tak, jak wspomniałam na początku wpisu – każdemu polecam min. jedną konsultację u psychologa, aby ocenić czy nic nas w życiu nie uwiera i nie blokuje. Dlatego jak najbardziej uważam, że nawet w przypadku braku poważniejszych problemów, warto odwiedzić psychologa/psychoterapeutę. A jeśli czujemy, że coś jest nie tak i boimy się, że zaraz może być gorzej, to tym bardziej jest to odpowiedni moment.
I jak najbardziej może się to skończyć na jednej czy kilku konsultacjach.
To kolejne pytanie, na które powinien odpowiedzieć raczej specjalista. Moim zdaniem zawsze chodzi o ogólną poprawę jakości życia, bo nawet jeśli jest jakiś konkretny cel, to on też ma temu służyć ;).
W przypadku pierwszej terapii bodźcem było bardzo kiepskie samopoczucie psychiczne i brak chęci wstawania z łóżka. Były to początki mojego freelancingu i zostało wtedy zaburzone moje work-life balance (na korzyść “life”). Do aktualnej terapii zmotywował mnie pakiet PZU, ale to na zasadzie pokonania prokrastynacji – o ponownym rozpoczęciu terapii myślałam od dawna. Wydaje mi się, że mało kto zapisuje się na terapię “od razu”, pod wpływem impulsu. Raczej jest to decyzja, która w nas dojrzewa.
Ufff, nie wiem, czy ktoś dotrwał do końca tego wpisu. Długo go pisałam, długo ostatecznie redagowałam… Mam nadzieję, że Wam się przyda i że kogoś zachęci to do wizyty u specjalisty.