Nigdy nie planowałam takiego wpisu, ale pomysł na niego przyszedł mi do głowy zupełnie niespodziewanie i postanowiłam wdrożyć go w życie, zanim się rozmyślę. Nie będzie to oczywiście post napisany z perspektywy lekarza (po taki odsyłam do Mamy Ginekolog, która napisała post o higienie podczas miesiączki) i nie będzie poruszał tematyki medycznej… Ja chciałabym spojrzeć na miesiączkę z zupełnie innej strony.
Czy da się polubić miesiączkę?
Menstruacja zawsze kojarzyła mi się z samymi negatywnymi rzeczami. Z dyskomfortem, bólem, ograniczeniami…. Kiepskie nastawienie do niej często przekłada się na gorsze samopoczucie w tych dniach. Często z góry zakładamy, że będziemy czuć się źle, a dodatkowo mając na uwadze cały ten menstruacyjny dyskomfort, jesteśmy wkurzone, że jesteśmy kobietami i co miesiąc musimy przez to przechodzić…
No musimy, nie da się ukryć. Jedyne co możemy na to poradzić, to zmienić nastawienie i m.in. o tym będzie dzisiejszy post.
Miesiączka to zdrowie?
Ten wpis nie ma charakteru medycznego, dlatego pozwolę sobie na duże uproszczenie, jakim jest stwierdzenie, że regularna miesiączka jest oznaką, że nasz organizm prawdopodobnie funkcjonuje prawidłowo. Podkreślam “prawdopodobnie”, ponieważ najbardziej prawidłową sytuacją jest występowanie owulacji + regularna miesiączka, a nie zawsze idzie to w parze i o braku owulacji często nawet nie wiemy. Poza tym przykładowo kobiety zmagające się z endometriozą, na pewno nie zgodzą się ze stwierdzeniem, że miesiączka świadczy o tym, że wszystko jest ok. Ja to doskonale rozumiem, dlatego podkreślam, że to o czym piszę, nie dotyczy wszystkich kobiet.
Bardziej zależy mi na zauważeniu faktu, że w czasach, kiedy mnóstwo kobiet zmaga się z PCOS lub innymi problemami powodującymi zaburzenia cyklu, posiadanie normalnej, regularnej miesiączki powinno stanowić powód do radości i wdzięczności do swojego ciała. A często obserwuję, że jest to powodem dokładnie odwrotnych uczuć. Nie raz słyszałam, jak jakaś kobieta w rozmowie o zaburzeniach cyklu mówiła, że “ona to by się cieszyła, gdyby miała okres co pół roku”. Ogólną niechęć do kobiecych dni pokazują też niektóre Wasze odpowiedzi z mojego dzisiejszego “insta-badania”, o którym więcej napiszę na końcu tego wpisu.
Jak spędzać “kobiece dni”?
A gdyby tak zmienić nastawienie i uczynić z menstruacji coś, co warto celebrować? Można to robić ustalając sobie “miesiączkowe rytuały”, dzięki którym nie tylko lepiej zniesiemy, ale może nawet polubimy te dni.
Po pierwsze – zachęcam do zmiany obecnie stosowanych środków ochrony na kubeczek menstruacyjny. Wiem, że niektóre kobiety mają z nim trudną relację (ja też miałam), ale zazwyczaj to kwestia czasu, kiedy się z nim zaprzyjaźnimy. Dobrze zaaplikowany kubeczek menstruacyjny jest niewyczuwalny, rzadko (w porównaniu z podpaskami i tamponami) się go opróżnia i naprawdę można zapomnieć, że ma się okres. Przydaje się to, kiedy spędzamy te dni poza domem i aktywnie. Tylko o kubeczku zapominać oczywiście nie można.
Reklamy kobiecych środków do higieny podczas menstruacji przekonują nas, że w tych dniach możemy wszystko. Wystarczy założyć tampon i już można pobiec w maratonie albo ćwiczyć aerial jogę. I oczywiście menstruacja to nie choroba, więc sama nie zamierzam Was przekonywać, że te dni musicie przeleżeć w łóżku… ALE, choć sama nie mam bardzo bolesnych miesiączek, zauważam różnicę w funkcjonowaniu organizmu w tym okresie i nieco przed nim. Mam PMS, osłabioną odporność i po prostu czuję się trochę gorzej (fizycznie i psychicznie). Dlatego w tym czasie nieco się wyciszam i ograniczam swoją aktywność (zarówno fizyczną, jak i zawodową). Nie biorę też leków przeciwbólowych, bo nie chcę w żaden sposób zagłuszać sygnałów, które daje mi organizm. Kiedyś pierwszego dnia sięgałam po tabletkę automatycznie, a teraz po prostu obserwuję ból (zaznaczam jednak, że u mnie nie jest on bardzo silny!). Czy co miesiąc jest taki sam? Czy pojawia i kończy się w podobnym momencie? Ból jest dla nas ważnym sygnałem informacyjnym i nie dotyczy to wyłącznie menstruacji. Po tabletkę sięgam tylko wtedy, kiedy jest wyjątkowo silny, a ja nie mogę sobie pozwolić na jego doświadczanie.
A skoro już jesteśmy przy obserwacji, to zachęcam również do większej uważności w kwestii swojej miesiączki. Warto zwracać uwagę na jej wygląd i to jak przebiega, bo wiedza ta może przydać się lekarzowi, kiedy pojawią się jakieś konieczne do zdiagnozowania problemy.
A jak przetrwać okres? Ja, oprócz tego, że ogólnie trochę zwalniam, to w tych najbardziej obfitych dniach dodatkowo:
- Jem czekoladę. Przed miesiączką i w pierwszych jej dniach mam olbrzymią ochotę na czekoladę. Traktuję to jako sygnał od organizmu, że tego właśnie w tym momencie potrzebuje (ma to sens – gorzka czekolada jest bogata w magnez, żelazo i inne składniki mineralne), dlatego ja bez wyrzutów sumienia mu to daję.
- Nie ćwiczę zbyt intensywnie. Jeśli już mam ochotę na jogę, to wykonuję tylko bardzo łagodną sekwencję, bez skrętów, wygięć do tyłu i oczywiście bez pozycji odwróconych (ten temat jeszcze rozwinę). Nie przeszkadza mi natomiast taniec, raczej nie rezygnuję z tego powodu z zajęć, chyba że wyjątkowo boli mnie brzuch.
- Dużo spaceruję. Spacery w tych dniach są moją główną aktywnością.
- Pozwalam sobie na więcej zupełnie bezproduktywnego relaksu i nie obwiniam się za to.
- Noszę luźne ubrania, które nie uciskają brzucha.
Przyznaję jednak, że wyjątek od tych “rytuałów” stanowią podróże. Wtedy działam w innym trybie – aplikuję kubeczek i funkcjonuję zupełnie normalnie. Wielokrotnie miałam okres podczas podróży, również tych z założenia bardzo aktywnych i spędzałam ten czas dokładnie tak samo, jak robiłabym to bez okresu. Pozwalałam sobie na to, bo czułam się dobrze. Podczas podróży skupiam się na tak wielu innych rzeczach, że okres schodzi na dalszy plan.
To, do czego chcę zachęcić, to wypracowanie swoich własnych rytuałów. Może ten jeden raz w miesiącu mogłybyście pozwolić sobie np. na maraton z jakimś fajnym serialem i kubkiem lodów czekoladowych? Niech te dni kojarzą Wam się z czymś pozytywnym :).
Ból menstruacyjny, czyli czy bycie kobietą musi boleć?
Ból menstruacyjny to zupełnie normalna sprawa. Być może istnieją kobiety, które nie odczuwają go wcale, ale ogólnie jest to normalne zjawisko – wewnątrz naszego ciała odbywa się coś bardzo ważnego pod względem fizjologicznym i trudno, aby pozostało to niezauważone.
Jednocześnie jednak temat bólu menstruacyjnego jest kontrowersyjny, bo zarówno lekarze, jak i pacjentki dzielą się mniej więcej na dwie grupy. Jedna uważa, że bardzo silne, wyłączające z życia bóle menstruacyjne to “taka uroda” i nic się nie da z nimi zrobić (albo “przejdą po urodzeniu dziecka”). Druga natomiast tak silny ból menstruacyjny uważa za wyraźny sygnał, że coś w naszym organizmie jest nie tak i że trzeba dokładnie się przebadać. Ja zdecydowanie skłaniam się ku tej drugiej opcji. Co więcej, jestem uczulona na komentarze:
- tak musi być – czy oby na pewno? Często silne bóle menstruacyjne są objawami chorób, więc zapewnianie kogoś, że to normalne, może być dla tej osoby szkodliwe
- przejdzie po porodzie – a jak kobieta nie planuje mieć dzieci, to co wtedy?
Zauważyłam – i to też mnie niepokoi – że taki temat przewija się na różnych grupach kobiecych średnio raz w tygodniu. Autorka pytania dostaje wtedy “dobre rady”, aby brała ketonal, przeszła głodówkę, piła jakieś zioła itp. Kiedy czytam niektóre z tych rad, nóż mi się w kieszeni otwiera, ponieważ one mogą ZASZKODZIĆ. Przede wszystkim poprzez bagatelizowanie problemu i usypianie czujności. Nigdy nie wiemy, kto jest po tej drugiej stronie. Jedyną słuszną radą w takiej sytuacji jest “idź do ginekologa i się zbadaj”. Tu często pojawia się argument “byłam i lekarz powiedział, że taka moja uroda”… Na co ja odpowiem “idź do innego”. Nie zaufałabym zapewnieniom lekarza, który bez zlecenia dokładniejszych badań uspokaja, że to jest OK i trzeba z tym żyć. Niestety lekarze bywają różni, nie każdy podchodzi do swojej pracy z właściwym sercem i zaangażowaniem i w takiej sytuacji to my same musimy o siebie zadbać. Dlatego proszę Was dziewczyny – jeśli macie problem z lekarzami na NFZ, odmówcie sobie nowego ciucha, torebki, czy kilku kosmetyków i pójdźcie do dobrego lekarza prywatnie. Nie ma nic ważniejszego od Waszego zdrowia.
Pozycje odwrócone podczas menstruacji
Pozycje odwrócone podczas miesiączki to kolejny temat budzący kontrowersje. Kiedy poruszyłam go niedawno na Insta Stories, dostałam dużo wiadomości, które można było podzielić na dwie grupy:
- Naprawdę? Ćwiczę jogę i nigdy nikt mi o tym nie powiedział!
- Przecież to oczywiste, nauczyciele zawsze o tym mówią.
Moi nauczyciele mówili, dlatego ja wiedziałam o tym niemal od początku. Raz jednak złamałam tę zasadę – to były pierwsze dni, kiedy miałam w domu chustę do aerial jogi i po prostu nie mogłam się powstrzymać przed ćwiczeniem na niej. Trudno jednak bawić się chustą nie odwracając się czasami do góry nogami. To były momenty, nie wisiałam tak celowo przez kilka minut… A mimo to okres zatrzymał mi się na kilka dni. Przestraszyłam się nie na żarty i jak się okazało – słusznie, bo od tamtego cyklu wszystko się zmieniło. Okres znowu mi się rozregulował, przebiega już inaczej, niż kiedyś. Prawie rok po tym zaszłam w ciążę pozamaciczną, która skończyła się operacją ratującą życie. Czy to ma związek? Nigdy nie będę tego wiedziała! To mógł być przypadkowy zbieg okoliczności, że te zmiany w cyklu zbiegły się ze złamaniem tej zasady dotyczącej pozycji odwróconych podczas okresu. Jednak coraz więcej mówi się, że uniemożliwianie krwi miesiączkowej swobodnego odpływania podczas menstruacji, może* prowadzić do endometriozy. Więc czy naprawdę przez te kilka dni w miesiącu nie można się powstrzymać od odwracania się do góry nogami? Czy ryzyko nie jest zbyt duże?
*”Może” – to kolejne słowo klucz. “Może” NIE RÓWNA SIĘ “musi”. To, co zaszkodzi jednej kobiecie, nie musi szkodzić drugiej. Niektóre z Was pisały mi “ja robię pozycje odwrócone podczas okresu i jestem zdrowa”. Ok, super dla Ciebie, ale to nie znaczy, że jak uspokojona przez Ciebie przyjaciółka też będzie tak robić, to u niej również przejdzie to bez echa. Każda z nas stanowi jedynie dowód anegdotyczny, radziłabym więc nie odwodzić ludzi od ostrożności, bo Wam nic się nie stało. Są sytuacje, w których naprawdę lepiej dmuchać na zimne.
Drążąc temat z pewnością spotkacie się też z opiniami, że to mit i że “nie ma badań, które by to potwierdzały”. Poproście zatem takie osoby, aby pokazały badania, które temu zaprzeczają. Bo “nie ma takich badań”, może oznaczać, że były takie badania i one tego nie potwierdzają, ale równie dobrze może znaczyć, że takich badań nie ma, bo ich nie zrobiono. A to nie jest równoznaczne z tym, że problem jest wymyślony. Jeśli macie okazję, warto porozmawiać na ten temat np. z fizjoterapeutą uroginekologicznym.
Ja w ogóle nie znalazłam badań poruszających to zagadnienie (co nie znaczy, że ich nie ma, po prostu nie jestem mistrzem wyszukiwania takich rzeczy). Nie wiem, na ile w ogóle dałoby się je przeprowadzić w wiarygodny sposób, bo przecież myszy nie ćwiczą jogi, a na żywych kobietach byłoby to zbyt ryzykowne. Z myszami oczywiście żartuję, bo przecież i tak mają one zupełnie inny układ rozrodczy niż kobieta…
I bez badań jednak całe to zjawisko wydaje mi się logiczne – krew miesiączkowa powinna z nas wypływać, pomaga jej w tym grawitacja. Działanie wbrew jej zasadom jest po prostu nienaturalne. To już tak abstrahując od tego, że coraz głośniej łączy się to zjawisko z problemem endometriozy.
Dlatego same zadecydujcie, czy wiedząc o tym ryzyku chcecie wykonywać pozycje odwrócone podczas miesiączki. Apeluję jednak, aby nie odwodzić od ostrożności kobiet, które postanowiły z tego zrezygnować (a to widziałam niedawno na Instagramie w wykonaniu instruktorki aerial jogi).
Wasze odczucia związane z miesiączką
Tuż przed publikacją tego wpisu postanowiłam spontanicznie zapytać Was o Wasze odczucia związane z miesiączką. Lubicie ją, czy wręcz przeciwnie? Jak znosicie te dni? Po kilku godzinach wyniki ankiety przedstawiają się następująco:
Wiem, że “lubię” to mocne słowo i gdybym dała tutaj “jest ok”, albo “jest mi obojętna” to te proporcje przedstawiałyby się pewnie inaczej. Ale zależało mi właśnie na sprawdzeniu, ile osób ma typowo pozytywne podejście do kobiecych dni. W Waszych rozwinięciach tej odpowiedzi często przewija się wyjaśnienie, o którym wcześniej wspominałam.
Dostałam też taką wiadomość, która świetnie oddaje sedno sprawy:
Ogólnie otrzymałam kilkaset (nie przesadzam, wymiękłam na liczeniu do 200!) Waszych wypowiedzi, więc nie jestem w stanie przytoczyć tu wszystkich, ale wiele było bardzo podobnych.
- Niektóre kobiety znoszą miesiączkę bardzo dobrze, u niektórych jest to wynikiem brania pigułek, dzięki którym jest ona mniej obfita i bolesna.
- Bardzo wiele z Was źle znosi 1-2 pierwsze dni, a dalej jest już spoko.
- Dla niektórych kobiet (głównie tych z endometriozą) miesiączka stanowi koszmar.
- Sporo z Was zauważyło, że kubeczek menstruacyjny pomaga lepiej znosić okres (w pełni się zgadzam!).
- Dla wielu kobiet miesiączka jest wybawieniem, bo oznacza koniec uciążliwego PMS (to też doskonale znam)…
- Dla niektórych jest ona trudna psychicznie, bo oznacza kolejny miesiąc nieudanych starań o ciążę.
- To co mnie zaciekawiło, to że u niektórych z Was np. co druga albo co trzecia miesiączka jest bardzo bolesna, a pozostałe nie. Ktoś napisał, że u niego to zależy od tego, z którego jajnika jest owulacja.
- Dolegliwości miesiączkowe, jakie Was dotykają są bardzo różne. Nie są to tylko bóle brzucha, ale też bóle głowy, kręgosłupa, wilczy apetyt itp.
- I wiele z Was napisało też, że w tych dniach czuje się gorzej, więc po prostu sobie odpuszcza.
I właśnie to jest takie główne przesłanie tego wpisu – słuchajcie swojego ciała i nie miejcie do niego pretensji, że w tych dniach czuje się gorzej.