W 2019 roku dość mocno zaniedbałam serię ulubieńców i polecajek, ale nie odmówię sobie podsumowania pod tym kątem całego roku. Oto mój przegląd ulubieńców 2019:
Ubezpieczenie zdrowotne PZU
Zdecydowanie jest to mój największy hit 2019 roku! Rok ten zaczął się kiepsko, bo byłam jeszcze w trakcie dochodzenia do siebie po operacji, a to wiązało się ze sporą liczbą badań do wykonania. Był to też czas moich standardowych badań kontrolnych (takich jak badania krwi dla wegetarian, usg piersi, tarczycy itp.)… I w efekcie już po 2 miesiącach mogłam powiedzieć, że listopadowa inwestycja w pakiet prawie mi się zwróciła. Później czerpałam już tylko dodatkowe profity ;). Był to cudowny rok bez korzystania z NFZ, czyli bez kolejek, niemiłych pań z rejestracji w mojej przychodni i trudności z otrzymywaniem skierowań. Zupełnie inna jakość życia – bardzo polecam, o czym pisałam już w osobnym poście o ubezpieczeniu zdrowotnym.
Multisport
Kolejnym takim hitem była moja wymarzona od lat karta Multisport (jest to karta, którą zapewniają pracodawcy, nie może kupić jej sobie osoba prywatna, ani mały przedsiębiorca). Któregoś wiosennego dnia, podczas zakupów w Lidlu usłyszałam płynącą z głośników reklamę, jak to pracownicy Lidla mają zapewnione różne przywileje, m.in. właśnie karty Multisport. Nad moją głową zapaliła się żaróweczka – przecież moja kuzynka tam pracuje a pracownicy zazwyczaj (zawsze?) mają możliwość zorganizowania karty też dla osoby towarzyszącej! Odważyłam się do niej napisać i okazało się, że jej druga karta jest wolna. Poczułam się, jakbym wygrała w totka, serio. Później poczułam się tak jeszcze raz, kiedy otrzymałam propozycję wakacyjnej współpracy z Benefit Systems. Czy jest coś, co mogłabym zareklamować wiarygodniej? No dobra, znalazłyby się takie rzeczy (jak chociażby wspomniane wyżej ubezpieczenie PZU), ale współpraca z Multisportem to też był dla mnie hit tego roku. Teraz jestem przeszczęśliwa, bo płacę za kartę 137 zł, a na różnego rodzaju zajęcia chodzę nawet po 5-6 razy w tygodniu. Swoją drogą miałam płacić 150 zł, ale od kiedy uruchomiłam sobie płatność automatyczną, z konta pobiera mi 137 zł. To jest świetna sprawa, bo to wychodzi tak, jakbym przez jeden miesiąc w roku miała kartę gratis. Nie wiem co będzie, jeśli któregoś dnia stracę kartę. Chyba będę płakać.
Fundacja Azylu pod Psim Aniołem
Ten rok upłynął nam pod znakiem częstych wizyt w Fundacji Azylu Pod Psim Aniołem. Na początku było to dla mnie bardzo niekomfortowe, bo zetknięcie się z tymi pokrzywdzonymi przez los zwierzakami uderzało w moje najwrażliwsze struny. Nie mogłam powstrzymać łez. Szybko jednak dotarło do mnie, że tylko tak mogę tym zwierzakom pomóc i że one naprawdę tego potrzebują. Udało mi się przekonać do takich wizyt również część z Was, a także zorganizować dla azylu regularne dostawy karmy od Doliny Noteci. Oczywiście – zgodnie z przewidywaniami niektórych osób – cała ta przygoda z azylem skończyła się też adopcją drugiego psa.
W 2019 roku ogólnie bardziej otworzyłam się na działalność charytatywną i dostrzegłam, jak bardzo jest to ważne, dlatego w tym roku chcę to kontynuować.
Maniek
Wraz z Emi w naszym domu pojawił się nowy dywan. Dywan z białej sierści. Okres wiosenno letni był pod względem jej linienia bardzo trudny i tak na dobrą sprawę, można było latać z odkurzaczem codziennie (czego nie znosimy). Wybawieniem okazał się odkurzacz automatyczny Mamibot Grey, nazwany przez nas Mańkiem. Jest o nim osobny post i film, więc nie będę się tutaj rozpisywać… Ale nie mogłam pominąć go w tym zestawieniu.
Słowacka Mała Fatra
Jeśli chodzi o podróże, to był to rok powrotów w miejsca, które lubimy. Chorwacka wyspa Murter, Ziemia Kłodzka, Bergamo i Varenna… Każde z tych miejsc jest moim ulubieńcem. Gdybym jednak miała powiedzieć o jakimś nowym odkryciu, to byłyby to słowackie góry. W naszym przypadku była to akurat Mała Fatra, ale podobny klimat występuje też w innych słowackich masywach. Piękna przyroda, przyjazne dla ludzi o słabszej kondycji i dla psów trasy, malownicze widoki, brak tłumów, przyjaźnie nastawieni, psiolubni Słowacy… A dojazd z Warszawy zajmuje tam mniej więcej tyle samo czasu, co trasa do Zakopanego. Polecam.
Pranamat Eco
Zastanawiałam się, czy umieszczać matę w moim zestawieniu, bo wiem, że ze względu na dość agresywną kampanię w mediach społecznościowych, wiele osób ma już przesyt tego produktu i wszędzie widzi jego reklamę, nawet jeśli ktoś poleca matę prywatnie. Ja m.in. z tego powodu mam opory przed polecaniem jej. Zupełnie uczciwie mówię, że nie jest to dla mnie jakiś przedmiot-cudotwórca, jak określają to niektórzy (nie twierdzę, że kłamią, po prostu oni mogą mieć inne problemy i co za tym idzie inne odczucia). Ale też nie chcę jej tutaj pomijać, bo ja tę matę bardzo lubię. Jest moim prywatnym masażystą, relaksuje mnie, daje podobny efekt w ciele jak masaże w salonach (a finansowo dużo bardziej się opłaca, nawet pomimo swojej wysokiej ceny). Dałam taką matę też mojej mamie i ona również bardzo chętnie z niej korzysta.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Saturator Soda Stream
Gdybym miała powiedzieć, co w 2019 pomogło mi ograniczyć największą ilość plastiku, to zdecydowanie byłby to saturator. Co za cudowny wynalazek! Dla mnie, jako dla osoby lubującej się w wodzie lekko gazowanej, jest to wybawienie. Gazuję w nim przefiltrowaną kranówkę, a ona dzięki temu staje się dużo smaczniejsza i co za tym idzie dużo bardziej zachęcająca do picia. Jedno ładowanie naboju wystarcza nam na kilka miesięcy.
Szampon w kostce 4 szpaki
Kolejna rzecz, dzięki której znacząco ograniczyłam plastik. Wcześniej używałam szamponów Alterry, które mają dość małą pojemność, dlatego tych plastikowych butelek przy moich długich i gęstych włosach schodziło całkiem sporo. Jeden szampon w kostce wystarcza mi na 2-3 miesiące. Włosy są po nim zupełnie normalne, tzn. takie, jak po poprzednich szamponach. Choć przyznam, że po długim czasie stosowania zauważyłam, że potrzebują zmiany, dlatego kupiłam sobie jedno opakowanie mojej ulubionej Alterry i co jakiś czas zastępuję nią 4 szpaki, aby włosy miały jakąś odmianę.
PRX T33
Hitem 2019 roku, jeśli chodzi o zabiegi kosmetyczne, był PRX T33. Jest to nieinwazyjny, bezbolesny i bezpieczny o każdej porze roku zabieg, polegający na nakładaniu na twarz kilku warstw specyfiku składającego się m.in. ze specjalnie dobranych kwasów. W cenniku Natalii przy PRX widnieje cena 350 zł, ale to dotyczy pełnego zabiegu, czyli 5 warstw. Przy mojej wrażliwej skórze nakładamy tylko 2 (3 to było już za dużo), co znacznie obniża też cenę. Skóra od razu po zabiegu jest lekko napięta i świetlista, można spokojnie wyjść z nią do ludzi. Następnego dnia zaczynam dostrzegać domknięte pory, ukojenie i wygładzenie. Uwielbiam ten zabieg, jest po prostu genialny! Latem zrobiłam sobie całą serię i później jesienią nie czułam potrzeby odwiedzania Natalii.
Kubeczek menstruacyjny Facelle
Mam co do tego kubeczka mieszane uczucia. Z jednej strony szybko stał się moim ulubionym i mam ochotę polecać go wszystkim początkującym… A z drugiej strony waham się, czy oby na pewno jest idealny na pierwszy raz. Powiem Wam więc, za co go tak polubiłam, a Wy sami ocenicie, czy chcecie go wypróbować. Dla mnie największym jego plusem jest wielkość (jest najmniejszym, jaki posiadam) i miękkość. Dzięki temu duuuużo wygodniej się nim manewruje wewnątrz ciała – łatwiej mi go rozłożyć, poprawnie ulokować i na końcu wyjąć. Jest to totalnie bezbolesne i niewyczuwalne. Jest jednak pewien haczyk… Ten kubeczek kiepsko się zasysa, lubi się przesuwać wgłąb ciała i osoby początkujące mogą się tego nieco przestraszyć. Mimo to nigdy nie miałam problemu z jego wyjęciem, czego nie mogę powiedzieć o Moon Cup, który nie raz dostarczył mi chwile grozy. To kiepskie zasysanie i przesuwanie jest szczególnie odczuwalne w dni z najobfitszym krwawieniem, raz czy dwa zdarzyła mi się wpadka, że kubeczek totalnie się poprzesuwał w środku i w ogóle nie spełnił swojej roli. Teraz unikam noszenia go w dniu, kiedy mam najobfitsze krwawienie, a w pozostałe dni sprawdza mi się rewelacyjnie.
Plusem tego kubeczka na pewno jest też jego cena i dostępność (Rossmann, bywa dostępny w promocji).
Robot kuchenny Kenwood Prospero
Kolejnym sprzętem, który ułatwił mi życie w kuchni w 2019 roku (choć pojawił się u nas dopiero jesienią), był robot kuchenny Kenwood Prospero. Wspominałam o nim przy okazji przepisu na wegański chlebek bananowy (swoją drogą to chyba najchętniej realizowany przez Was przepis 2019 roku), a na dniach na moim kanale pojawi się osobny film o nim.
Taniec współczesny
W 2019 spróbowałam kilku nowych aktywności, ale to taniec współczesny wzbudził we mnie najcieplejsze uczucia i na pewno zostanie ze mną w 2020 roku. To dla mnie zupełnie inna zabawa, inne wyzwania i inne emocje, niż w przypadku latino, do którego jestem przyzwyczajona. Jestem podekscytowana na myśli o dalszej nauce.
Niedługo o tańcu nagram dedykowany film na YouTube, więc jeśli ktoś chce o tym posłuchać, zapraszam do subskrypcji kanału, aby nie przegapić jego publikacji.
To już wszystko, jeśli chodzi o moich ulubieńców roku 2019. Tradycyjnie mam nadzieję, że coś w tym zestawieniu Was zainspirowało 🙂