Trzecia rocznica założenia własnej działalności oznacza, że za mną pierwszy rok na dużym ZUS-ie. I co? Przeżyłam! Chociaż rok temu się na to nie zapowiadało 😉 jak już wspominałam w podsumowaniu roku – na początku stycznia z przyczyn niezależnych ode mnie straciłam dwa projekty (w tym jeden dość duży) i mój przychód w tamtym okresie wynosił dokładnie tyle, ile… Koszty utrzymania firmy, czyli duży ZUS + księgowość. Dla mnie na życie nie zostawało nic. Średnio optymistyczna wizja, prawda? Dlatego zeszły rok był dla mnie dużym wyzwaniem.
Jak przetrwałam pierwszy rok na dużym ZUS-ie?
Nie opowiem Wam jednak motywującej historii, jak to zakasałam rękawy, wzięłam się do ciężkiej pracy i dzięki temu wyszłam na prostą, bo to nie byłaby prawda. Fakty są takie, że moje problemy jak zwykle rozwiązały się same, to znaczy na miejsce tych odchodzących klientów przyszli nowi i jakoś to wszystko samo się poukładało. To, co u mnie zawsze procentuje to raz, że współprace sprzed lat… Wciąż odzywają się do mnie ludzie, dla których robiłam coś nawet kilka lat temu… A dwa, że potencjalni klienci trafiają do mnie też przez bloga. Dlatego podtrzymuję to, o czym zawsze mówiłam – nie warto palić za sobą mostów, a dodatkowo w cenie jest networking, nawet ten internetowy. Ja też, jak nie chcę przyjąć jakiegoś zlecenia, to odsyłam klientów do kogoś, kogo znam choćby tylko przez internet.
Jeszcze ktoś mnie niedawno zapytał – jak to jest z tym dużym ZUS-sem, czy odczuwa się różnicę? Tak jak wspomniałam na początku – ja miałam jedną stałą współpracę, z której przychód wystarczał akurat na te comiesięczne zobowiązania. Od razu nastawiłam się na to, że od teraz te pieniądze nie są dla mnie, tylko dla ZUS-u. Ten klient akurat zawsze płaci w terminie, ja od razu robię przelewy i pozamiatane ;). Dlatego nie odczułam tego, że ten ZUS był wyższy. Co nie oznacza, że świetnie radziłam sobie finansowo, bo przytrafiły mi się w zeszłym roku chyba 3 miesiące, kiedy nie zarobiłam nic więcej. Wiem, że to w blogosferze niepopularne, aby mówić o porażkach finansowych, bo przecież my mamy motywować i pokazywać, że zarabianie pieniędzy jest proste i przyjemne, ale… U mnie nie zawsze tak jest ;). Nie jestem zbyt przedsiębiorcza, cały czas mam problem z wycenianiem swojej pracy i nadal wolę pracować mniej, niż więcej.
Czym się zajmowałam?
W 2017 roku postanowiłam zrezygnować z obsługi mediów społecznościowych. Powód był prosty – miałam dość użerania się z algorytmami, zaczęło mi to przynosić więcej stresu niż frajdy. Skoncentrowałam się na obsłudze współpracy z blogerami, ale też świadczyłam usługi konsultingowe. Dodatkowo działałam oczywiście na blogu i na YouTube. Wystąpiłam też gościnnie na kanale i Facebooku Carrefour testując na zlecenie ich sklepu internetowego sprzęt AGD. Filmy te dopiero teraz wychodzą na światło dzienne, a ja oglądając je stresuję się prawie tak samo, jak podczas nagrywania 😀 był to dla mnie bardzo trudny i złożony projekt, ale też niesamowicie satysfakcjonujący.
Zmiana księgowości
Tę decyzję podjęłam na samym początku roku 2017 i było to o 2 lata za późno. Niemniej lepiej późno niż wcale i jestem sobie wdzięczna za ten krok. Wreszcie czuję się nieco bezpieczniej pod względem “skarbowym”. Choć nie obyło się bez zbierania żniwa po błędach ex księgowości – miałam źle rozliczony rok 2016, a jakże! Poniosłam w związku z tym dodatkowe koszty robienia korekty, ale obciążyłam nimi ex biuro rachunkowe.
Sama też w zeszłym roku narozrabiałam w swoich papierach i zorientowałam się o tym grubo po fakcie (czyli teraz w styczniu). Korygowanie tych błędów tym razem uderzyło już w moją kieszeń ;). Nauczka na przyszłość! Bardzo bym chciała w tym roku być pod tym względem bardziej ogarnięta.
Wyzwania na 2018 rok
Mój plan na ten rok to wytrwać w tym, co wypracowałam w 2017, czyli nadal unikać zleceń polegających na obsłudze mediów społecznościowych. Jestem gotowa w kilku przypadkach zrobić wyjątki, jeden taki projekt właśnie po kilkumiesięcznej przerwie wraca u mnie do gry i nie zamierzam go przerywać. Ale bardzo mi zależy, aby wyjątki pozostały wyjątkami. Chciałabym też mieć jak najwięcej czasu na mojego bloga, bo to on jest moją największą miłością 😉 to nad nim najprzyjemniej mi się pracuje, o czym przekonałam się znowu podejmując styczniowe wyzwanie codziennego pisania.
Poza tym ten rok też nie będzie łatwy, bo zdecydowałam się wziąć na siebie zobowiązanie finansowe w postaci leasingu samochodu. Chcę wykorzystać fakt, że prowadzę działalność i mam taką możliwość… I przyznam, że planując zmianę samochodu na początku w ogóle nie myślałam o aucie z salonu, bo nie mam nic przeciwko używanym i już nawet miałam na oku jeden model z rocznika ok. 2010… Ale prawda jest taka, że bardzo nie lubię zmieniać samochodu. Moim obecnym jeżdżę od 9 lat! Bardzo się do niego przywiązałam i czuję, że z kolejnym będzie to samo. Tylko że 10 lat to w “życiu” samochodu całkiem sporo, a im jest starszy, tym więcej problemów może sprawiać (czy mówiłam już, że nienawidzę wizyt u mechanika?). Stąd decyzja o leasingu. Początkowo zastanawiałam się jeszcze nad kredytem 50/50, ale wiele osób przekonywało mnie do leasingu i ostatecznie zdecydowałam się właśnie na niego.
Przyznam, że jestem pełna obaw! Nigdy nie miałam żadnego kredytu, ani innego zobowiązania finansowego w tym stylu. Jestem wręcz przeciwniczką takich rozwiązań (wyjątkiem jest kredyt mieszkaniowy, bo przecież mieszkać gdzieś trzeba, a mało kogo stać na mieszkanie za gotówkę) i nie sądziłam, że kiedykolwiek się na nie zdecyduję. Będzie to dla mnie bardzo ciekawym, choć może i trudnym doświadczeniem. Nie mam pojęcia, jak je ocenię, okaże się za rok! Chcielibyście przeczytać o moich doświadczeniach z leasingiem auta? Nie chcę kreować się na eksperta, bo jestem wręcz totalnym laikiem w tym temacie, ale kiedy będę miała to za sobą, chętnie opowiem, jak przez to przebrnęłam ;).
Ambitne te moje plany na rok 2018, czy nie bardzo? Ja mam sporo obaw, czy uda mi się wytrwać w swoich założeniach i nie popaść w tarapaty finansowe ;). Leasing jest zobowiązaniem co najmniej kilkuletnim, więc muszę wierzyć, że przez ten czas moja działalność będzie w dobrej kondycji. Rok zaczął się kiepsko, bo w styczniu wyszłam na zero, więc trudno mi wykrzesać z siebie jakiś optymizm… Ale oczywiście mam przygotowaną na ten czas poduszkę finansową, więc cytując tytuł popularnej w zeszłym roku książki o Polakach… Jakoś to będzie! 🙂
P.s. Poza tym – moje słowo roku zobowiązuje ;).
Dajcie znać, jak Wam się wiedzie na freelancingu. Wzloty i upadki, czy same sukcesy? Jestem bardzo ciekawa 🙂