Czasy, kiedy zimą zapadałam w sen i zamieniałam się w kanapowego lenia, dawno już minęły. Dziś bez aktywności fizycznej czuję się po prostu źle, a moje ciało wiotczeje. Nie znoszę mieć zwiotczałego ciała. Kiedy np. po przeziębieniu czy jakimś wyjeździe mam przestój w aktywności fizycznej, szybko zaczynam czuć się ze sobą źle – psychicznie i fizycznie. Miałam tak w listopadzie – kiedy zaczęłam przygotowania do wyjazdu do Gruzji, taniec i ćwiczenia w domu z braku czasu musiały pójść w odstawkę. Potem wyjazd, a po nim powyjazdowe rozleniwienie… I pewnie mogłoby to trwać do nowego roku, gdybym w pewnym momencie nie powiedziała sobie “DOŚĆ”. Co mi pomaga w takich sytuacjach?
(wybaczcie, że zdjęcia nie do końca na temat, ale nie będę czekać z publikacją tego wpisu do momentu, kiedy uda mi się zrobić lepsze, bo nie opublikuję go do wiosny i straci na aktualności ;))
Zasada nr 1 – aktywność fizyczna to przyjemność, nie obowiązek
I z tego powodu jeśli coś nie sprawia mi przyjemności – rezygnuję z tego. Jeśli na tańcu jest układ, który zupełnie mi nie podchodzi, nie ogarniam go i nie daje mi on frajdy, zdarza mi się nie pójść na kolejne zajęcia w miesiącu. Jeśli jakieś domowe ćwiczenia mi się znudzą – zmieniam je na inne lub rezygnuję z nich całkowicie. Aktywność ma być dla mnie przyjemnością, nawet kosztem swojej regularności. Dlatego zdarza mi się pewne rzeczy robić nieregularnie – np. biegać, albo jeździć na rolkach – mogę nie robić tego przez miesiąc, a potem kilka razy w tygodniu, jeśli akurat mam na to ochotę.
Zasada nr 2 – nie ma przekładania na jutro
Od zasady nr 1 zdarza mi się zrobić odstępstwo – po zastoju w treningach czasami trzeba się zmusić do tego pierwszego. Po nim zazwyczaj czujemy się już tak dobrze, że kolejne przychodzą nam z łatwością. Ale zdarza się, że na początku musimy narzucić sobie rygor. I tu trzymam się zasady, że słowo “jutro” zastępuję słowem “teraz”. Jeśli nachodzi mnie myśl o jakiejś aktywności, staram się ją zrealizować natychmiast. Nie zawsze oznacza to porzucenie wszystkiego i rzucenie się na matę. Czasami to po prostu samo umówienie się z kimś na łyżwy – realizacja następuje później.
Zasada nr 3 – zima nie oznacza rezygnacji z aktywności na zewnątrz
Uwielbiam aktywność na świeżym powietrzu i choć kiedyś zimą robiłam sobie od niej przerwę, teraz już wiem, że zupełnie nie ma takiej konieczności! Pisałam o tym rok temu, więc nie będę się rozpisywać, ale serio – nie ma wymówek, że zimowe ubrania niewygodne itp. Najlepiej oczywiście ubierać się na cebulkę – na energiczny spacer świetnie sprawdza się zestaw bielizna termiczna + bluza/polar/sweter + lżejsza kurtka. Na intensywną jazdę na nartach, łyżwach czy bieganie to może być nawet za dużo i któraś warstwa powinna być cieńsza. Ja rok temu w styczniu wychodząc pobiegać lub na rolki dziwiłam się, że zupełnie wystarcza mi koszulka termiczna + bluza. Nie, nie przeziębiłam się, wręcz przeciwnie, miałam rok temu świetną odporność.
Zasada nr 4 – staram się piec dwie pieczenie na jednym ogniu
Tzn. podczas ćwiczeń w domu np. obejrzeć jakiś odcinek serialu, wychodząc na długi spacer wybiegać psa, albo podczas wypadu na łyżwy poplotkować z przyjaciółką.
Moją najważniejszą motywacją jest to, że aktywność fizyczna sprawia mi przyjemność i poprawia ogólne samopoczucie – zarówno psychiczne jak i fizyczne. Ale żeby faktycznie tak było, najważniejsze jest chyba trzymanie się zasady numer 1. Dlatego tak istotne jest znalezienie swojej ulubionej aktywności. Ja mam ich w sumie już całkiem sporo, dlatego w każdą pogodę znajdę coś dla siebie :).