Kiedy byłam małą dziewczynką, nie mogłam się nadziwić, że dorośli ludzie jedzą tak obrzydliwe rzeczy jak szpinak, śledzie czy kasza gryczana. Jako nastolatka wcale nie zmieniłam swojego podejścia, dodatkowo nie lubiłam owoców (tolerowałam je tylko w cieście), a moją ulubioną przekąską były chipsy (które jadłam chyba codziennie).
Dziś to samo obserwuję u jakichś młodszych członków rodziny. Nie lubią buraczków, kaszy czy innych zdrowych rzeczy i nawet nie próbują się do nich przekonać. Uwielbiają natomiast słodkie napoje gazowane i mają głęboko w nosie fakt, że te są niezdrowe. Co się będą przejmować, przecież “całe życie przed nimi” ;).
Nie będę mówić, że w moim przypadku była to wina moich rodziców, bo w domu były też zdrowe produkty, ale one nie były dla mnie w żaden sposób zachęcające. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że do pewnych rzeczy związanych ze zdrowym stylem życia trzeba po prostu dojrzeć. Jedną z nich jest…
Zdrowe odżywianie
Nienawidziłam kasz, szpinaku, ryb, ryżu, niektórych warzyw i owoców… Nie przekonywało mnie gadanie mamy i babci, że to zdrowe i wartościowe. Dopiero “w dorosłym życiu” przekonałam się, że są ważniejsze rzeczy od moich uprzedzeń i upodobań. Zaczęłam przeglądać blogi kulinarne w poszukiwaniu innych przepisów na szpinak (w wersji z mojego rodzinnego domu nadal mi on nie smakuje) czy nielubiane warzywa. A dopiero wykrycie problemów zdrowotnych zmusiło mnie do przestawienia się na produkty, których wcześniej w ogóle nie uznawałam – ukochane ziemniaki musiałam zamienić na kasze i brązowy ryż, musiałam ograniczyć ser żółty i zdecydowanie bardziej urozmaicić mój repertuar kanapkowy…
Niedawno po wieeeeelu latach dałam szansę znienawidzonej zupie – krupnikowi. Jaki on był pyszny! Zaczęłam się zastanawiać czy musiałam do tej zupy dojrzeć, czy to smak mi się tak zmienił… Doszłam do wniosku, że i to i to. Dojrzałam do zmiany smaku. Przyzwyczaiłam się do smaku produktów, które kiedyś uznawałam za obrzydliwe. Nauczyłam się je przyrządzać, a nawet je pokochałam 🙂
Pokonanie strachu przed lekarzami
Kiedyś panicznie bałam się dentysty – choć świadomość, że nie mam w 100% zdrowych zębów bardzo mnie uwierała, jakoś nie mogłam się zmusić do częstszych wizyt u stomatologa. Dziś mam zdrowe wszystkie zęby, a noszenie aparatu ortodontycznego przyzwyczaiło mnie, że ciągle ktoś mi zagląda do paszczy ;). Nie mam też problemu z robieniem innych badań – regularnie raz w roku stawiam się na usg piersi czy cytologii, bez odrobiny stresu oddaję krew do badań i cierpliwie czekam pół roku na wizytę kontrolną u endokrynologa czy diabetologa. I tak, uważam, że dbanie o swoje zdrowie też jest oznaką dojrzałości, we wczesnej młodości często spychamy ten temat na dalszy plan.
Regularna aktywność fizyczna
Nie każdy od dziecka ma wpojoną miłość do sportu. Niektórzy są wychowywani na kanapowców, albo stają się nimi ze zwyczajnego lenistwa. Podobnie było ze mną. Od dziecka uwielbiałam tańczyć, ale na moje zajęcia dodatkowe nie było pieniędzy. Jako nastolatka polubiłam jazdę konną, ale kontuzja kolana szybko zakończyła tę przygodę, a ja poddałam się lenistwu. Przyszedł jednak taki moment, kiedy dotarło do mnie, że “nie tędy droga”. I że tak jak muszę się zmusić do tej kaszy czy ryżu, tak samo muszę się zmusić aby w jesienny wieczór zamiast zakopać się pod kocem iść na jakieś zajęcia albo poćwiczyć w domu. To czasami naprawdę wymaga zmuszenia się.
Zastanawiam się, czy ktoś ma podobne przemyślenia. Czy też w dzieciństwie nienawidziliście pewnych smaków, które teraz na stałe goszczą w Waszym menu?
I jeśli tak – kiedy się do nich przekonaliście…?