Wow! Jak to zleciało 🙂 a gdyby spełniła się wersja optymistyczna, zdejmowałabym aparat już za kilka miesięcy! Czy się spełni – nie wiem, ale o tym może na końcu.
Ten rok naprawdę minął ekspresowo… Najgorszy oczywiście był styczeń i pierwsze dni, kiedy musiałam oswoić się z obecnością tego ciała obcego. Wtedy odczuwałam też największy ból. Zdarzało mi się wówczas myśleć, ze zafundowałam sobie min. 1,5 roku niezłego koszmaru. Na początku marca zobaczyłam pierwsze efekty. Inaczej – zobaczyłam olbrzymie efekty. Wtedy to zapałałam miłością do mojego rusztowania na zębach. Kolejny kryzys przyszedł latem i w zasadzie nie potrafię wyjaśnić co go spowodowało. Chyba zmęczenie. Kryzys pogłębił się kiedy nabawiłam się stanu zapalnego jednej szóstki. Ataki bólu były tak silne, że doprowadzały mnie do płaczu – musiałam w tamtym czasie odwoływać różne spotkania, bo nie mogłam normalnie funkcjonować. Problem zniknął jak ręką odjął po uwolnieniu szóstki spod pierścienia, a dodatkowo profilaktycznie zaczęłam też myć zęby pastą Meridol – na zmianę ze zwykłą. Później dołożyłam dolny łuk, więc ogólny dyskomfort się powiększył… Chyba przez całe lato miałam już trochę dość. Jesienią doszłam do wniosku, że przyzwyczaiłam się do aparatu na tyle, że stał mi się on obojętny. W sumie dziwne, bo wtedy tak naprawdę zaczęła się cała upierdliwa zabawa z wyciągami. Wcześniej wszystko działo się samo, a teraz musiałam kilka razy dziennie zakładać wyciągi (takie małe, obcisłe gumeczki, które łączą górną szczękę z dolną) i znowu przyzwyczajać się do kolejnego dyskomfortu (problemy z wyraźnym mówieniem, brak możliwości podgryzienia czegokolwiek między posiłkami). Nie wspominam jednak wyciągów jako jakiegoś koszmaru bo dzięki nim “siadła” mi górna szczęka – przestałam seplenić, zaczęło to trochę lepiej wyglądać (wcześniej ewidentnie górne zęby były za bardzo wysunięte).
I tu może podsumuję kilka faktów dotyczących tego pierwszego roku z aparatem
- aparat górny założyłam w styczniu, dolny w czerwcu
- zęby wyprostowały się w niecałe 2 miesiące, a później zaczęła się zabawa z dopasowaniem zgryzu
- przed “dietę ortodontyczną” schudłam 2 kg i pomimo niewielkich wahań (np. po pobycie w Gruzji), waga ta zatrzymała się na tym poziomie. Poszło oczywiście “z cycków”.
- ojjj, nie chciałam tego sprawdzać, ale wiem że wielu osobom ta informacja może się przydać – do tej pory na sprawy związane z aparatem wydałam ok. 7-8 tysięcy (wliczam w to również przygotowania do założenia aparatu, czyli wymianę starych plomb, leczenie zębów itp. Nie wliczam kupionych szczoteczek do zębów ;)).
Przejdźmy jednak do stanu obecnego. NIESTETY wyciągi nie wystarczyły aby całkowicie wyrównać zgryz. Na chwilę obecną do ideału brakuje mi dosłownie 1/4 zęba z obu stron. O taką “odległość” powinna cofnąć się jeszcze górna szczęka. To jest stan na 7 stycznia, natomiast teraz po odstawieniu wyciągów różnica ta może się zmienić na moją niekorzyść. Tak naprawdę sytuacja zmienia się z miesiąca na miesiąc… Jeszcze w grudniu moja ortodontka przygotowywała mnie, że może być konieczność usunięcia tych dwóch piątek… Na ostatniej wizycie nie była do tego już tak przekonana, wręcz przeciwnie. Twierdzi, że usunięcie tych zębów może niekorzystnie wpłynąć na rysy twarzy i ona mi tego nie rekomenduje. Według niej dla tej 1/4 czy 1/2 zęba różnicy nie warto robić takich rewolucji i że gdybym teraz (nie mając aparatu) przyszła do niej z chęcią zadrutowania się, to odesłałaby mnie do domu.
Cały problem polega na tym, że ja nie jestem przekonana czy to co jest teraz jest ok. Zęby oczywiście są proste, ale potwornie się boję, że po zdjęciu aparatu uznam, że ta górna szczęka jednak rzuca się w oczy i dalej będę miała kompleksy. Obsesyjnie obserwuję teraz ludzkie uśmiechy doszukując się odpowiedzi na dręczące mnie pytanie “czy moja szczęka jest ok?” :D. No cóż – nic nie może być “tak po prostu”. Pewnie za miesiąc będę musiała podjąć ważną decyzję co robimy dalej. W sumie ciekawa jestem co o tym sądzicie? Przypomnę jakie mam opcje:
- zostawić szczękę w spokoju, przy czym górna będzie odrobinę za bardzo wysunięta (tak jakby po 1/4 zęba z obu stron)
- usunąć dwie piątki – wtedy zgryz można będzie złożyć idealnie, ale może to negatywnie wpłynąć na rysy twarzy (orto tłumaczyła mi dlaczego ale nie jestem pewna czy czegoś nie pokręciłam – mówiła coś o tym, że kość górnej szczęki się nie zmniejszy, ale linia zębów trochę cofnie i to może źle wyglądać).
Ja póki co skłaniam się ku opcji 1, ale w lutym zobaczymy czy po odstawieniu wyciągów górna szczęka znowu nie wyjedzie trochę do przodu. Wtedy sprawa będzie przesądzona na rzecz opcji nr 2. Ciekawa jestem czy ktoś z Was miał podobną sytuację i jeśli tak – jaką podjął decyzję (i czy jej nie żałuje). Dajcie proszę znać!