Mam wrażenie, że w ostatnich latach freelancing stał się bardzo popularny i coraz więcej osób decyduje się na taką formę pracy. Na szczęście jednak wciąż mnóstwo ludzi preferuje etat, więc pracodawcy nie muszą się martwić, że opuszczą ich wszyscy pracownicy. I dobrze, że ludzie są tak różni, dzięki temu każdy może być być szczęśliwy na swój sposób :). Dziś chciałabym omówić popularne mity na temat freelancingu, z którymi sama swego czasu się spotkałam, albo którym sama uwierzyłam. Ba, niektóre być może na początku również szerzyłam ;). Za chwilę miną 4 lata, jak jestem freelancerką (wow :O ale to zleciało), więc życie trochę zweryfikowało moje poglądy…
No to zaczynamy, oto mity na temat freelancingu, mój SUBIEKTYWNY przegląd.
Freelancer nie ma kontaktu z ludźmi
Wydaje mi się, że pod tym względem główna różnica pomiędzy freelancerem a pracownikiem etatowym polega na tym, że freelancer ma kontakt z ludźmi kiedy chce i z kim chce, a pracownik etatowy zazwyczaj ma tych ludzi narzuconych. Jeśli ktoś potrzebuje kontaktu z ludźmi, po prostu do nich wychodzi… Do biura coworkingowego, do kawiarni… Albo spotyka się z jakimiś swoimi znajomymi, którzy pracują w podobny sposób. Freelancer nie jest odludkiem :). Na swoim przykładzie powiem, że ja w swoich godzinach pracy codziennie mam kontakt z ludźmi, bo wychodzę z psem i zawsze utnę sobie jakąś pogawędkę z innym psiarzem. Albo zabieram bratanicę na spacer. Albo idę do mamy na zupę, albo spotykam się z przyjaciółką. A czasami nagrywam ZdrowoManię i wtedy poznaję nowych ludzi i mam kontakt z moim operatorem. A bywają i takie tygodnie, że kontakt z ludźmi mam tylko wirtualny i to też jest OK. Dlatego jeśli myślicie o freelancingu, a boicie się, że zdziczejecie, uspokajam – naprawdę można tego uniknąć ;).
Druga różnica – tu już na korzyść etatu – przy freelancingu trudno wypracować sobie jakieś towarzyskie rytuały, np. w postaci pogaduszek przy robieniu kawy w biurowej kuchni. Tutaj pozostają rytuały wirtualne, ja np. przez cały dzień mam otwarte okienko rozmowy z Magdą na Messengerze 😉
Freelancer nie ma płatnego urlopu
I prawda i fałsz. Wszystko zależy od działalności, jaką wykonuje freelancer i od jego sposobu współpracy z klientami. Niektórzy freelancerzy opierają swoją działalność wyłącznie na jednorazowych zleceniach i rozliczają się za każde z nich z osobna. Inni natomiast świadczą usługi ciągłe i mają stałych klientów, którym co miesiąc wystawiają taką samą (lub podobną) fakturę. Sama przez długi czas zaliczałam się do tej drugiej grupy i kiedy planowałam jakiś urlop, przez chwilę musiałam popracować bardziej intensywnie, aby potem mieć np. tydzień wolnego. Mój urlop jednak w ogóle nie wpłynął na wysokość mojego miesięcznego wynagrodzenia. Pod tym względem mogłam więc poczuć się jak etatowiec z płatnym urlopem.
Freelancer pracuje 24/7
Na ten temat napisałam już cały post, ale tutaj też warto wspomnieć, że praca na swoim nie musi oznaczać bycia w pracy non stop. Oczywiście trudniej o work-life balance, kiedy pracuje się w domu i nie da się zamknąć za sobą drzwi biura… Ale wszystko można wypracować. Jeśli chodzi o faktyczną pracę, to freelancer często jest w stanie pracować mniej, niż na etacie. Inna kwestia, że często jest się myślami w pracy przez całą dobę, ale i to nie jest takie straszne, kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że freelancer zazwyczaj lubi swoją pracę i sprawia mu ona przyjemność. Ja na każdym kroku i o każdej porze dnia jestem otwarta na inspiracje np. do kolejnych odcinków ZdrowoManii i wręcz cieszę się, kiedy taki pomysł wpadnie mi do głowy, nawet jeśli ma to miejsce w poczekalni u lekarza, lub podczas rodzinnej imprezy.
Freelancer nic nie robi
O ile poprzedni mit szerzą zapracowani freelancerzy, tak ten pada najczęściej z ust osób, które o freelancingu nie mają pojęcia. Nie wiedzą, że to praca na kilku stanowiskach jednocześnie. Że samemu jest się zarówno szefem, jak i pracownikiem. Że często trzeba wykonywać zarówno swój zawód, jak i być własną asystentką, informatykiem czy księgową. Że nawet kiedy nie ma się zleceń, i tak zawsze znajdzie się coś do roboty.
Freelancer robi tylko to, co kocha
Oczywiście w dużej mierze tak jest i jego główna działalność opiera się zazwyczaj na pasji. Ale jak już wspomniałam wyżej – freelancer poza swoim zawodem wykonuje też szereg innych. Ja na przykład nie znoszę comiesięcznej papierkowej roboty z szykowaniem dokumentów dla księgowej. Nie przepadam też za różnego rodzaju “biznesowymi ustaleniami”, które często są dla mnie treningiem asertywności. To akurat dla mnie jedna z najtrudniejszych stron blogowania… Codziennie muszę po kilka razy odmawiać i długo pracowałam nad tym, aby nie tłumaczyć się, dlaczego to robię. A kiedy czasami odważę się po prostu napisać, że dziękuję za współpracę, ale nie jestem nią zainteresowana, w odpowiedzi otrzymuję dopytywanie o przyczynę odmowy. Mam za sobą też batalie z partnerami blogowej współpracy, którzy na ostatnim jej etapie nakazują mi usunięcie adnotacji, że post powstał w ramach współpracy. Na to mojej zgody nie ma, więc czasami robi się nieprzyjemnie. Takie sytuacje nie są fajne. Naprawdę są w mojej pracy rzeczy, których szczerze nie lubię.
Freelancer nie ma stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa
Z tym mitem też rozprawiłam się już w osobnym wpisie, ale tutaj krótko podsumuję… Moim zdaniem w dobie tzw. umów śmieciowych mało kto może mówić o stabilizacji. A freelancer jest w o tyle lepszej sytuacji, że zazwyczaj pracuje dla kilku klientów jednocześnie i rzadko zdarza się, że każde zlecenie kończy się w tym samym momencie. Nie jest to oczywiście niemożliwe, sama tego doświadczyłam, bo na początku tego roku niemal w jednym momencie straciłam 2/3 moich stałych klientów, a i trzeci mój projekt zawisł na włosku. Strach zajrzał mi wtedy w oczy, ale dosłownie po chwili wszystko się ułożyło – pojawiły się nowe zlecenia, a ten jeden stały klient nadal zapewnia mi wynagrodzenie wystarczające na pokrycie miesięcznych kosztów utrzymania firmy. A ja przez te 4 lata wypracowałam sobie przekonanie, że poradzę sobie w każdej sytuacji. Oczywiście warunkiem jest tutaj oparcie swojej działalności na kilku filarach, ale o tym pisałam już w podlinkowanym wyżej wpisie, więc zainteresowanych odsyłam tam :).
ALE niestety są sytuacje, w których etat ma zdecydowaną przewagę. Zalicza się do nich np. urlop macierzyński. To jest dla mnie drażliwy temat i nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy o tym myślę, ale niestety przedsiębiorcze kobiety są w naszym kraju bardzo pokrzywdzone. Kobieta, która przy własnej działalności zarabia np. 8 tysięcy miesięcznie, po urodzeniu dziecka na urlopie macierzyńskim może dostawać od państwa tylko tysiąc złotych. Nie będę rzucać konkretnymi kwotami, bo sama aż tak w to nie wnikałam, a te wyliczenia są uzależnione od wielu czynników, np. długości prowadzenia działalności… Ale fakt jest taki, że ewentualny urlop macierzyński trzeba zaplanować z dużym wyprzedzeniem i przez cały ten czas płacić znacznie wyższe składki ZUS, które i w minimalnej formie są bardzo wysokie. Co tu dużo mówić – to dla kobiet bardzo krzywdzące, dlatego niektóre nie decydują się na urlop macierzyński. Ja na przykład na pewno bym się nie zdecydowała na taki 100% urlop, na którym zawiesiłabym działalność.
A tak naprawdę to…
…nie ma czegoś takiego jak fakty i mity na temat freelancingu :D. Sama z ciekawości wygooglowałam kilka artykułów na ten temat i wiele kwestii, które inni autorzy przedstawili jako prawdy, ja mogłabym omówić tutaj jako mity. I tak jak ja nie zgadzam się z opinią innych, tak wiele osób może nie zgodzić się z tym, co ja napisałam wyżej, bo np. czują się odosobnieni, nie mają płatnego urlopu, czują, że są w pracy 24/7 itp.
W innym systemie pracuje grafik, w innym wizażystka, w jeszcze innym tłumacz albo specjalista ds. mediów społecznościowych. Nie ma czegoś takiego jak jeden system pracy freelancera i w związku z tym do tego rodzaju pracy nie powinno przypinać się żadnych łatek. Pamiętajcie o tym i pamiętajcie, że w tej pracy bardzo wiele (wszystko?) zależy od Was.